środa, 10 września 2014

Wszystko jasne! Czy drugi etap otworzymy wygraną?

            Znowu przyszło mi przepraszać za ciszę na blogu, ale teraz nie mam na to czasu. Za 10 minut rozpoczniemy zmagania w drugiej fazie rozgrywek MŚ, gdzie zameldowaliśmy się z kompletem punktów, jako jedyna drużyna z naszej grupy, a więc jesteśmy jej liderami. Dzisiejsza wygrana może otworzyć nam szeroką drogę, żeby nie powiedzieć autostradę do pierwszej szóstki najlepszych zespołów globu. Kolejny etap Mistrzostw zainaugurujemy w meczu z USA. Gdzie powinniśmy szukać swoich atutów? Bez wątpienia w zagrywce. Częste roszady na skrzydłach amerykańskich nie sprzyjają dokładnemu przyjęciu, co powinniśmy z zimną krwią wykorzystać. Amerykanie mają potężny atak ze środka, więc dużym zaniechaniem byłby brak ryzyka w polu serwisowym, co mogłoby rozstrzygnąć mecz na naszą niekorzyść. Przy dobrym rozegraniu przyjmujący Sander, czy też (aktualnie) atakujący Anderson mogą być nie do zatrzymania. Myślę jednak, że zespół USA to nie ta sama drużyna, która wygrała Ligę Światową i absolutnie są dzisiaj do ogrania. Tak, więc pozostaje tylko powiedzieć: do boju Polsko! 
Wpis krótki i taki trochę na rozgrzewkę przed dniem jutrzejszym. 

PS: Więcej o drugiej fazie jutro, a na pewno napiszę coś o Włochach. Do przeczytania ;) 

sobota, 6 września 2014

Pierwszy set stracony nie z Serbią a z... Kamerunem?

            Bardzo przepraszam za brak podsumowań, ale nie każdego dnia mam czas. Postaram się nadrobić te najciekawsze mecze, czyli zaczynamy od łączonego opisu dwóch spotkań Polaków. Jeśli mam być szczera, nie poświęcę za dużo miejsca potyczce z Wenezuelą. Zagraliśmy perfekcyjnie i w ataku i w przyjęciu. Mocno utrudnialiśmy grę rywalom, dobrze zagrywając, co przyczyniło się do dużej ilości bloków i wybloków, a w konsekwencji również wykorzystanych kontr. I na tym można by właściwie skończyć. O wiele więcej można powiedzieć o rywalizacji z Kamerunem, ale tutaj chciałabym zacząć od początku dzisiejszego dnia, czyli siłowni, na której większość naszych siatkarzy spędziło przed południem trochę czasu. Ale po kolei: Do tej pory byliśmy jedynym zespołem, który nie stracił w tych Mistrzostwach nawet seta. "Do tej pory", czyli do meczu z Afrykańskim zespołem, bo mimo, że niestraszna nam była Serbia, daliśmy wyrwać sobie seta Kameruńczykom. Widać było brak świeżości u naszych siatkarzy, bez wątpienia spowodowany cięższym porannym trening, jednak pamiętajmy, że dzisiejsze spotkanie było meczem "o pietruszkę", a wszystkie siły szykujemy na jutro. Nasi reprezentanci wydawali się być zaskoczeni, że Kameruńczycy w ogóle potrafią dobrze odbić piłkę i chyba wyszli na boisko z nastawieniem, że mecz ten można wygrać "jedną ręką". Po pierwszym przegranym secie szybko skorygowali swoje myślenie i reszta partii przebiegła prawie wedle oczekiwań. Nie oszukujmy się, styl naszej drużyny był żaden, ale dziś nie to było najważniejsze. Nie mogę powiedzieć nawet, żeby wynik był specjalnie istotny, bo przecież nie będzie się liczył w drugiej fazie rozgrywek, jednak nie zmienia to faktu, że mecz trzeba było wygrać i to zadanie uważam za wykonane. Parę postów wcześniej pisałam, że "boję się" o za dobrą grę Polaków i teraz chyba każdy wie, co miałam na myśli. W każdym, a zwłaszcza tak długim turnieju przychodzą załamania gry i paradoksalnie cieszę się, że ten mecz był tak trudny. Lepiej męczyć się teraz, niż w meczu z Amerykanami, którzy z pewnością nie wybaczą nam tylu błędów, co Kameruńczycy. Mecz mogę podsumować krótko: kameruńscy siatkarze mają po piwie, a my mamy trzy punkty - wszyscy szczęśliwi! ;)

Polska 3:0 Wenezuela
Polska 3:1 Kamerun

piątek, 5 września 2014

Pierwsza porażka "czarnego konia" rozgrywek - Podsumowanie MŚ Dzień 6


           Nie wiem, jak dużo osób regularnie czyta mojego bloga, ale jeżeli takowe są, to muszę na wstępie wyjaśnić jedną rzecz. Miałam pisać podsumowania z każdego dnia, ale patrząc na jakość rozgrywanych meczy w piątym dniu, stwierdziłam, że nie ma to najmniejszego sensu. A więc modyfikuję swoje postanowienie: podsumowania będą, o ile dane mecze są tego warte. Zaczynamy! 

Grupa A:
(POLSKA, Argentyna, Australia, Serbia, Kamerun, Wenezuela)
Jak wiecie, spotkania Polaków opisuje osobno, a więc skupie się na najciekawszym meczu tej kolejki, czyli Serbia - Australia. Przed spotkaniem obstawiałam może nie łatwe, ale pewne zwycięstwo siatkarzy z Bałkanów, jednak już początek meczu pokazał, że żaden zespół nie ma zamiaru złożyć broni. Od razu chciałabym wytłumaczyć, czemu stawiałam na wygraną Serbii, skoro są to dwa niemal równe zespoły. Australijczycy nie mają drużyny. Nie mówię tutaj o poziomie gry poszczególnych zawodników, ale o kolektywie, którego po prostu nie ma. W tym przekonaniu utwierdziła mnie potyczka Kangurów z Serbami, w której Australia owszem, punktowała, ale jedynie przy wysokiej skuteczności Edgar'a. Dlatego ten wynik cieszy mnie podwójnie, bo kibicuję Serbom, ale przede wszystkim DRUŻYNOM, bo siatkówka to najbardziej zespołowa z wszystkich gier drużynowych ;)

Australia 1:3 Serbia
POLSKA 3:0 Wenezuela
Argentyna 3:0 Kamerun

Grupa B:
(Iran, Włochy, Francja, Belgia, USA, Portoryko)
Patrząc na tytuł można się domyśleć, na jakim meczu postanowiłam się skupić. Iran - Francja, czyli starcie moich dwóch cichych faworytów, tak zwanych "czarnych koni". Być może trójkolorowi nie pokazywali wcześniej formy godnej tego miana, ale przed turniejem typowałam ich jako drużynę, która bez wątpienia może namieszać. Nie ukrywam, że i w tym spotkaniu mocno trzymałam kciuki za Europejczyków, bo grają siatkówkę ładną dla oka i opartą na bardzo dobrej technice. Pierwszy set padł niespodziewanie łatwym łupem dla moich faworytów, jednak po chwili przerwy między setami, na boisko wyszedł zupełnie inny zespół. Prawdę mówiąc miałam wrażenie, że Francuzi w ogóle postanowili na drugiego seta zostać w szatni. Tak oto Iran wygrał drugą partię do 14 i kiedy już myślałam, że Persowie mają przewagę psychiczną, po dłuższej przerwie do gry wróciła zupełnie odmieniona reprezentacja trójkolorowych. Przez cały mecz miałam wrażenie, że siatkarze obu ekip robią mi na złość: kiedy myślałam, że wygrają Francuzi, działo się wręcz odwrotnie. Mimo niezłego poziomu sportowego, najwięcej emocji przyniósł ostatni set i pierwsza na tych Mistrzostwach czerwona kartka, którą otrzymał Ervin N'Gapeth. Swoją drogą, jako pierwszego, który zobaczy czerwony kartonik, obstawiałam Spirika... Ale to oczywiście z czystej sympatii! ;)

Francja 3:1 Iran
Włochy 3:1 Belgia
Portoryko 0:3 USA 

środa, 3 września 2014

Kolejny mały kroczek na drodze do wielkich celów.

           A więc Polska - Australia. Co mogę powiedzieć o tym meczu? Bez wątpienia wygraliśmy go w dobrym stylu. Nie było szału, ale, jak to mawiają: gra się na tyle, na ile pozwala przeciwnik. Ciężko jest wyciągnąć jakieś szersze wnioski, ale spróbuję składnie i w miarę krótko podsumować mecz tak, żeby was nie zanudzić.
  Zacznę od plusów, a tu na pierwszy plan bez wątpienia wysuwają się, jak dla mnie bohaterowie tego meczu, czyli nasi przyjmujący. Michał Winiarski od dłuższego czasu pokazuje, że da się w stosunkowo niedługim czasie wrócić do formy i mało tego, przyszykować ją na najważniejszy turniej sezonu. Poprawne przyjęcie, skuteczny atak i jakby tego było mało, dołożył jeszcze może nie atomową, ale bardzo dobrze uplasowaną zagrywkę. Mateusz Mika nie pozostawał mu dłużny w udanych akcjach i zdobywał punkty dla Polskiej drużyny, bawiąc się z Australijskim, wysokim blokiem. Dodatkowo najmłodszy z naszych siatkarzy był notorycznie nękany w przyjęciu, co w większości przypadków wytrzymywał. Podobnie jak Paweł Zatorski i starszy z lewoskrzydłowych, miał jednak lekkie problemy z flotem rywali. I tu pojawi się pierwszy minus: skuteczność prawego skrzydła z wysokiej piłki. Mariusz Wlazły, w niektórych momentach wstrzymywał rękę i mimo, że nie psuł, nie przynosił również punktów naszemu zespołowi. Jednak, jak wszyscy wiemy, z rozegranych piłek, czy też wystaw bliżej siatki, nie miał sobie równych, a swój brak skuteczności wynagrodził Polakom trudną zagrywką. Mimo chwilowego braku zgrania z atakującym, również Paweł Zagumny zagrał dobry mecz, co widać chociażby na podstawie korzystnego rozkładu ataku. Większość kontr rozgrywał z fantazją, jednak moim zdaniem to jest kolejna rzecz, którą nasz zespół musi poprawić - skuteczność na kontrze. Patrząc statystycznie, zdobywanie punktów przy własnej zagrywce wychodziło nam zdecydowanie lepiej niż z Serbią, ale myślę, że nasz potencjał jest większy od tego, co pokazaliśmy. 
           Jak napisałam, wygrana z Australią jest jedynie małym kroczkiem w drodze do, miejmy nadzieję, Katowickiego Spodka. W wielu elementach mamy spore rezerwy, ale najważniejsza forma ma przyjść na finał! ;)

Wczoraj wiało nudą, więc dzisiaj parę niespodzianek ;) Podsumowanie Dzień 4

            Sporo tematów, dużo sensacji... Dzięki Mistrzostwom na pewno nie narzekamy na nudę. Dlatego postaram się streszczać i skrócić relacje z meczy, które nas teoretycznie mniej interesują. Zapraszam ;) 

Grupa A
(Polska, Argentyna, Serbia, Kamerun, Wenezuela, Australia) 
Relacje zacznę nietypowo, bo od małego apelu do działaczy i organizatorów. Czy godzina rozgrywanych spotkań mogłaby być dostosowana do poziomu widowiska? Bardzo chciałabym opisać wam mecz Serbia - Argentyna, który był ważny dla układu tabeli w naszej grupie, jednak nie mogę, gdyż byłam wtedy na treningu. Wydaje mi się, że grzechem jest ustawianie najciekawszych meczy dnia na godzinę 13, o której prawie nikt nie ma możliwości śledzenia spotkań na żywo w telewizji. Jak wiecie mecz Polaków opiszę osobno i nie mam zamiaru zanudzać was relacją ze spotkania Wenezueli i Kamerunu, także dzisiaj tylko wyniki.

Argentyna 1:3 Serbia
Wenezuela 3:1 Kamerun
POLSKA 3:0 Australia 

Grupa D:
(Włochy, USA, Iran, Francja, Belgia, Portoryko) 
No i tutaj jest o czym mówić! Polsat zrobił wszystko, żeby utrudnić mi pisanie relacji z tego dnia, ale przechytrzyłam ich! Znaczy obejrzałam powtórkę USA - Iran. W pierwszych dwóch setach Irańczycy grali koncertowo i myślę, że jakakolwiek drużyna nie stałaby po drugiej stronie, te dwie partie i tak zakończyły by się tym samym wynikiem. Nie od dziś wiadomo, że Marouf jest genialnym rozgrywającym i świetnie wykorzystał niemal perfekcyjne przyjęcie swojej drużyny. Co się więc później stało z irańskim zespołem? Parę błędów własnych i USA po mękach w pierwszych dwóch setach doprowadziło do tie break'a. Kiedy Amerykanie zaczęli dobrze zagrywać i ograniczyli ilość swoich pomyłek, okazało się, że przeciwnicy są do ogrania. Tak się jednak nie stało i to siatkarze z Azji mogli świętować wygraną, choć w meczu pojawiły się pierwsze kontrowersje sędziowskie. Mecz zakończył się po ataku Andersona w aut, jednak po podpisaniu protokołu arbitrom zachciało się dokładniejszej weryfikacji bloku. Plus z tego taki, że zespoły żegnały się dwa razy ;)
Kolejnym z ciekawszych spotkań był mecz Francja - Włochy, który również zakończył się po tie breaku, jednak i tym razem organizatorzy postarali się o małą ilość widzów przed telewizorami, gdyż zamiast ustawić mecz na godzinę 16:30, puścili go równolegle z potyczką Polaków. Chyba nie muszę mówić, co wybrałam ;) Jedynym wnioskiem jest to, że Travica wciąż nie ma formy, choć myślałam, że po ostatnim meczu będzie już tylko lepiej. Zmiana rozgrywającego była strzałem w 10 i Michał Baranowicz poprowadził Azzurrich do zwycięstwa. Co tu dużo mówić... Włosi wrócili z bardzo dalekiej podróży, bo można powiedzieć, że przy stanie 2:0 dla Francuzów, już powoli wyciągali walizki z szaf.
USA 2:3 Iran
Belgia 3:0 Portoryko
Francja 2:3 Włochy

PS: Wiem, że miało być krótko, ale mi nie wyszło ;) 

wtorek, 2 września 2014

Podsumowanie MŚ dzień 3 - dzień faworytów.

Jak wspomniałam w tytule, dzień TRZECI bez wątpienia był dniem faworytów. Pretendowani do wygranej w pełni wywiązali się ze swoich obowiązków, jednak nie zabrakło emocji w spotkaniach zespołów mniej liczących się w walce o medale. Zapraszam ;)
***
Grupa B:
(Brazylia, Kuba, Niemcy, Tunezja, Korea Płd., Finlandia)
Nie mogę zacząć inaczej niż od meczu, na którym miałam przyjemność być, a więc Brazylia - Niemcy. Powiem szczerze, że trochę się zawiodłam na poziomie spotkania, gdyż spodziewałam się, że nasi zachodni sąsiedzi skuteczniej stawią opór Canarinhos. Wyrównany był jedynie początek meczu, jednak nie wynikało to z dobrej postawy niemieckiej drużyny, a z dużej nerwowości w szeregach Brazylii. Wydaje mi się, że faworyci wygrali zasłużenie, jednak nie imponowali formą, a ich najlepszą bronią nie był atak, tylko blok. Niestety nie posiedziałam za długo na hali, bo spotkanie skończyło się już po 3 krótkich i łatwo wygranych setach. To czego brakowało w pierwszym meczu, zdecydowanie znaleźliśmy w drugim, a mowa tu o emocjach. Może poziom sportowy zszedł na drugi plan, ale Finowie pokazali, że potrafią walczyć przed, uwaga, WŁASNĄ PUBLCZNOŚCIĄ. Powiem szczerze, że dawno nie widziałam tak dużej grupy obcokrajowców w moim mieście. Wierzcie mi, że Katowice przeżywają prawdziwy natłok Finów, ale nie mam nic przeciwko! To bardzo sympatyczni ludzie ;) Wracając do samego meczu, okazało się, że młodzieńcza pasja wystarczyła Kubańczykom na wygranie zaledwie dwóch setów, a na końcu i tak zwyciężyło ogranie Finów. 
 
Brazylia 3:0 Niemcy
Finlandia 3:2 Kuba
Korea Płd. 3:1 Tunezja
 
Grupa C:
(Rosja, Bułgaria, Kanada, Egipt, Chiny, Meksyk)
Nie bez powodu skupiłam się na grupie B. Mecze rozgrywane w Ergo Arenie z pewnością nie porwały, gdyż faworyci udowodnili słabszym zespołom, gdzie jest ich miejsce w szeregu. Dobrze notowała jedynie w pierwszym secie spotkania rozgrywanego przeciwko Rosji Kanada, bo do stanu po 21 grali z Mistrzami olimpijskimi, jak równy z równym. Potem się coś załamało i z nadziei na urwanie chociaż seta, nie pozostało nic. Srogie lanie dostali również Meksykanie, jednak niewiele po tym spotkaniu można powiedzieć o grze samej Bułgarii, gdyż ten zespół będzie sprawdzany w innych okolicznościach i, przede wszystkim, przez mocniejsze zespoły. Mimo braku emocji, to w tej grupie padł dotychczasowy rekord w długości seta, gdyż Chińczycy wygrali z Egipcjanami w czwartym secie 33:31. Aż mi się zrobiło szkoda przegranych siatkarzy, bo należał im się ten punkt w tabeli, ale cóż ... Jak to by powiedział Daniel Pliński, taka jest siatkówka: piękna, ale czasami bardzo perfidna!
 
Rosja 3:0 Kanada
Meksyk 0:3 Bułgaria
Chiny 3:1 Egipt
 
PS: Już dziś mecz Polaków. Wszyscy przed tv i mocno trzymamy kciuki! ;D

poniedziałek, 1 września 2014

MŚ Dzień 2... Zapraszam na moje podsumowanie ;)

Na początku chciałam wyjaśnić, na czym będą polegały moje podsumowania. Otóż będę pisała ogólny zarys większości meczy, czasami sam wynik, ale postaram się skupić na spotkaniach „na szczycie”, czy też siatkarskich sensacjach. Wpisy będę dodawała dzień po rozegranych meczach, a dni MŚ licze od pierwszego spotkania i ceremonii otwarcia.
***
Grupa A:
(POLSKA, Serbia, Argentyna, Wenezuela, Kamerun, Australia)
Po udanym dla nas rozpoczęciu czempionatu, reszta drużyn z naszej grupy musiała dokończyć pierwszą kolejkę spotkań. Nie będę ukrywała, że żadne z tych meczy nie wzbudziło ogromnych emocji, ale jeżeli już na którymś powinnam się skupić, na pewno będzie to potyczka potencjalnie drugiego pod względem trudności rywala, Argentyny. Jeżeli nie wiem, od czego zacząć, zacznę od wyniku. Faworyci tego meczu w pełni wywiązali się ze swojego obowiązku i pokonali drużynę Wenezueli w trzech setach, choć nie obyło się bez problemów. Patrząc na grę Argentyńczyków nasuwa się jeden wniosek: ich głównym problemem jest zdecydowanie brak prawdziwego „kilera” na prawym skrzydle. Gra Gonzaleza przypominała momentami poziom jego klubu, beniaminka z Plusligi, BBTS-u Bielsko-Biała – wysoki, choć nie odpowiedni na Mistrzostwa Świata. Myślę, że tutaj możemy upatrywać swoich atutów w starciu z południowcami.
Ostatni z meczy absolutnie nie porwał, co widać również po wyniku. Pozwolę sobie jednak napisać, że „zakochałam się” w kameruńskich siatkarzach! Dawno nie widziałam takiej radości z gry ;)
Argentyna 3:0 Wenezuela
Australia 3:0 Kamerun
Grupa D:
(Włochy, Iran, USA, Belgia, Francja, Portoryko)
Tutaj było zdecydowanie więcej emocji! Zacznę od tego, że moim zdaniem to najbardziej wyrównana z grup, w której z sześciu zespołów, pięć może zamieszać. Przekonaliśmy się o tym już pierwszego dnia, kiedy to Iran w czterech setach pokonał Włochów. Po występach Iranu w Lidze Światowej taki obrót sprawy nie jest sensacją, ale z pewnością pozostaje sporą niespodzianką. Byłabym w stanie zgodzić się, że siatkarze z Azji wygrają po zaciętej walce w tie breaku, jednak prawdą jest, że (ku mojej rozpaczy) w niektórych setach całkowicie zdominowali „Azzurrich”. Moim zdaniem we włoskiej drużynie zawiodło rozegranie, bo nie oszukujmy się, to nie był najlepszy mecz Dragana Travicy, a swoje trzy grosze dołożył również Jiri Kovar, który miał swoje dobre akcje, jednak grał nierówno. Siatkarze Iranu zagrali kolektywem i co tu dużo mówić, udowodnili, że będą liczyli się w walce na Mistrzostwach Świata. Może to trochę głupie, ale widzę pewną analogię między nami, polską reprezentacją, a Iranem. Wychodzą, grają bez kompleksów i tym imponują. Zupełnie, jak my pare lat temu, kiedy dopiero tworzyło się nasze siatkarskie imperium.
Z innych ciekawych wyników tej grupy, należy pochylić się nad meczem Amerykanów, którzy pokonali Belgów, ale dopiero po tie breaku, tracąc przy tym jakże cenny punkt. Jedno „oczko” wydaje się niczym, ale w tym systemie może odbijać się czkawką siatkarzom z USA. Na razie nie udowodnili, że potrafią udźwignąć rolę faworyta, ale turniej jest długi i nie każdy z teoretycznie mocnych zespołów dobrze wszedł w Mistrzostwa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale porównując grę naszych chłopaków do innych reprezentacji, zaczynam się „bać” o ich wysoki poziom. Oby forma nie przyszła za szybko ;)
Włochy 1:3 Iran
USA 3:2 Belgia
Francja 3:0 Portoryko

niedziela, 31 sierpnia 2014

Polska - Serbia. Mecz godny oprawy ;)

            Po emocjach związanych z ceremonią otwarcia, czas "zejść na ziemie" i pozostać przy tych już czysto sportowych. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego początku Mistrzostw, czyli podsumowanie zacznę od najważniejszego dla nas meczu:

    Polska  -  Serbia 

            Pisałam wcześniej, że wiele reprezentacji może zazdrościć siatkarzom z Bałkanów tak niesamowitej atmosfery na meczu. Rzeczywiście, kibice są dużym przywilejem... o ile trzymają twoją stronę! Długo zastanawiałam się, co napisać o tym pojedynku, gdyż nie miał on zbyt bujnej historii. Jedynym moim wnioskiem jest to, że Serbowie, jako średnio doświadczona grupa, nie wytrzymali ciśnienia i mówiąc sportowym językiem, "zagotowali się". Mimo dużego potencjału na środku i predyspozycji do szybkiej gry z niskimi przyjmującymi, rozkład ataku daleki był od ideału i właśnie tu dopatruję się największej przewagi Polaków: rozegranie. Młody zawodnik serbski nie wykorzystywał w pełni skoczności, siły i precyzji swoich kolegów, ciągle grając do Atanasijević'a, czego wcale nie uznałabym za ogromną wadę. Jednak jest jedno "ale". Przed tym spotkaniem byłam zdania, że jeśli serbski atakujący będzie grał na bardzo wysokim poziomie, do którego nas przyzwyczaił, może pociągnąć swój zespół do wygranej. Tak się jednak nie stało. Atanasijević miał problemy ze sforsowaniem polskiego bloku, a i jego serwis nie siał postrachu w naszych szeregach, bo napór przeciwnika świetnie wytrzymywała trójka odpowiedzialna za przyjęcie: Michał Winiarski, Mateusz Mika i Paweł Zatorski. Tak oto w miarę płynnie przeszłam do oceny gry naszego zespołu. Zacznę kontrowersyjnie, ale powiem tak: Antiga zdecydowanie miał nosa, co do Miki! Zagrał fantastyczne spotkanie i można powiedzieć, że bawił się z serbskim blokiem, obijając go jak chciał. Nie mówiąc już o drugim z przyjmujących, naszym kapitanie, który pokazał wszystkim niedowiarkom, jak wraca się do formy. Parze lewoskrzydłowych skutecznymi atakami wtórował Mariusz Wlazły, jednak tutaj muszę zaznaczyć pewną wadę: brak skuteczności z piłek wysokich, a co za tym idzie problemy z kontrą. To chyba jedyna rzecz, nad którą po tym meczu musi pracować reprezentacja Polski, bo widać gołym okiem, że gdybyśmy wykorzystywali swoje szanse, Serbia w żadnym secie nie wyszłaby z 15 punktów. Jednak moim zdaniem, gdyby teraz wszystko było perfekcyjnie, byłaby to oznaka formy, która przyszła za wcześnie. "Cieszę się" więc, że mimo dobrego meczu, jest co poprawiać ;)
 Obiecałam sobie, że na każde spotkanie biało-czerwonych będę poświęcała osobny post, a więc jest pierwszy z nich. Już niedługo szersze podsumowanie całego dnia i reszty wyników ;)

Nawet najpiękniejsza legenda kiedyś się musi skończyć.

            Po całym spektaklu nadszedł czas, by przedstawić głównych aktorów czyli siatkarzy obu ekip: Serbów i Polaków. Mam zamiar zacząć nietypowo i na chwilę zatrzymam się przy naszych przeciwnikach. Oczywiście, jedni zostali powitani mniej entuzjastycznie, inni (jak Aleks Atanasijević) bardziej, ale myślę, że każdy z nich powinien dziękować Bogu za taki przydział grup. Ogromni z nich szczęściarze! Na miejscu Serbów mógł być każdy inny kraj tych mistrzostw, a mimo wszystko to właśnie oni mieli okazję zagrać przed najliczniejszą i najlepszą (cóż za skromność) publicznością. 
            No dobrze, to było moje małe przemyślenie, a teraz skupię się już tylko na naszych bohaterach narodowych, chociaż już wybrałam sobie paru, na których oprę cały ten akapit. Krzysztof Ignaczak i Paweł Zagumny. Jak sami przyznają są już u schyłku swojej kariery i patrząc na wiek, jest to w pełni zrozumiałe. Jeszcze nie potrafię sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać kadra bez tych "legend", ale jak wiadomo, każda nawet najpiękniejsza historia kiedyś się musi skończyć. To było niesamowite przeżycie patrzeć na wzruszenie Igły i Gumy, którzy walczą w MŚ ze świadomością, że to prawdopodobnie (lub też na pewno) ich ostatni tak wielki turniej. Tym bardziej się cieszę, bo mają okazję rozegrać go przed własną publicznością i to jaką! Chwilę przed prezentacją, na której mieli okazję wybiec "seniorzy i ojcowie" drużyny narodowej, swoją ostatnią koszulkę reprezentacyjną odebrał Piotrek Gruszka - bohater mojego dzieciństwa. Moim zdaniem była to najbardziej wzruszająca część ceremonii i wierzcie mi, czułam się tak, jakby ktoś zabrał mi coś ważnego, jakbym to ja skończyła swoje występy w biało-czerwonych barwach, a nie właściwie obcy dla mnie facet. Z tego miejsca pragnę podziękować przede wszystkim za poświęcenie, którego w karierze "Gruchy" na pewno nie zabrakło. Czasami my, kibice, zapominamy, że przez reprezentacyjne występy cierpi zdrowie zawodników, ale także ich rodziny, a przecież Piotrek miał ich aż 450! W tym momencie chciałabym apelować o jedno: skoro Gruszka miał zakończenie swojej kariery na inauguracji Mistrzostw Świata, to niech Paweł Zagumny ma je w Spodku, podczas odbierania złotego medalu. Macie coś przeciwko? ;) 

3,2,1... Zaczynamy wielkie siatkarskie święto!


            A zaczynamy nie byle jak, bo cudowną ceremonią otwarcia, którą chciałabym opisać jako pierwszą. Nie mogę powiedzieć, jak czuli się ludzie na Stadionie Narodowym, bo niestety mnie tam nie było, ale jeżeli ktoś nie zasiadł przed telewizorem, twierdząc, że emocje będą zdecydowanie mniejsze niż na samym obiekcie, na pewno się pomylił. Już od rana nie umiałam usiedzieć na miejscu, jakby czując pod skórą, że tego wieczora przeżyję coś wielkiego i z pewnością się nie zawiodłam. Ten dzień na pewno był ważną, a wręcz historyczną chwilą dla polskiego sportu. Nic, więc dziwnego, ze momentami wypowiedzi zdawały się być bardzo wyniosłe, a czasem lekko patetyczne, jednak chyba każdy kibic usprawiedliwia takie zachowania.
            Nie jestem ani Michałem Pirógiem ani Egurrolą, więc doznania "artystyczne" pozostawię wam. Od siebie mogę dodać, że to z pewnością nie jest moja estetyka, ale muszę docenić światowy poziom widowiska, które, jak wszyscy dobrze wiemy, ma być jedynie tłem dla całej imprezy. W samej inauguracji podobał mi się sposób przedstawienia flag i przywitanie każdego z narodów w ich ojczystym języku. Swoją drogą, podziwiam prowadzącego, który nauczył się powitań między innymi Iranu i Chin. Niestety nie mogę pominąć gwizdów na Rosję i bardzo ciężko jest mi obrać w tej sprawie jakieś stanowisko, więc powiem tak: Z jednej strony nie dziwię Polakom, że chłodno przyjęli Sborną, ale nie za bardzo rozumiem mieszanie polityki do sportu. To połączenie nigdy nie wychodzi na dobre ani sportowcom ani kibicom i zostawia niezbyt przyjemne wrażenie, czego mogliśmy być świadkami. Jak wiadomo, nie siatkarze rządzą światem, a przy gorącym przywitaniu innych ekip, ich wypadło co najmniej blado, więc mogło im być zwyczajnie przykro. Mimo wszystko daleka jestem od krytykowania, ale oczywiście nie wyrażę też swojej aprobaty dla takich zachowań kibiców.
            To tyle o samej ceremonii. Wiem, że krótko, ale całość rozbiłam na dwie części: artystyczną i tą związaną już bardziej z samymi siatkarzami, a więc przywitanie, prezentacja, zakończenie kariery przez Piotra Gruszkę. Drugi wpis pojawi się troszkę później, ale z pewnością jest na co czekać ;)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Czy można odejść z honorem?

           Jak obiecałam, dodaję post o byłych reprezentantach naszego kraju. Chociaż, na samym początku chciałabym odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle istnieje ktoś taki, jak owy "były reprezentant"? Moim zdaniem reprezentowanie narodowych barw mogą sobie przypisać wszyscy ludzie oddani siatkówce, a więc nie tylko członkowie grupy wybrańców, którzy stają do walki o medale na przeróżnych imprezach. Czy bez nas, kibiców, cała ta walka miałaby jakikolwiek sens? Nie, a więc jesteśmy drużynie potrzebni, co czyni nas w pewnym sensie jej członkami.
            Może was dziwić, w jaki sposób podeszłam do tematu, ale nie będę ukrywać, że cały wstęp ma nas zaprowadzić do pewnego nie tak nowego wywiadu, na którym mam plany oprzeć całą swoją wypowiedź. Zbigniew Bartman. Pewnie nie ma osoby w "siatkarskiej" Polsce, której to nazwisko nic nie mówi. Jednym kojarzy się pozytywnie, innym mniej, ale nie po to przytaczam jego nazwisko żeby skupiać się na jego parametrach, czy też braku skuteczności w ataku. Myślę, że nie tylko mną wstrząsnęła wypowiedź "Zibiego", który na łamach Przeglądu Sportowego niemal wprost powiedział, że losy reprezentacji go nie interesują (z małymi wyjątkami dla niektórych kolegów). Nigdy nie pałałam do Bartmana ogromną sympatią, ale dopóki zostawiał serce na boisku, miałam do niego szacunek, nawet jeżeli chwilami jego gra była poniżej wszelkiej krytyki. Problem w tym, że owszem, Zbyszek poświęcał się dla reprezentacji... Dopóki był jej gwiazdą. Dla niektórych wydaje się logiczne, że jeżeli drużyna rezygnuje z zawodnika, siatkarz nie ma obowiązku jej wspierać, ale dla mnie publiczny manifest, którego chcąc nie chcąc dokonał Bartman, jest skrajnie niedojrzały. Rozumiem, że po latach gry w reprezentacji mógł mieć żal do trenera, który odsunął go od drużyny, jednak swoją porażkę można przekuć w coś cenniejszego niż pokazanie światu swojej złości - w naukę, a co za tym idzie wyciągnięcie wniosków ze swoich błędów i nową energię do pracy. Chyba przykładem koronnym takiej postawy jest Krzysztof Ignaczak, który mimo różnych zawirowań jest jak bumerang. Dzięki swojemu wysiłkowi ciągle wraca do reprezentacji i nie nie ma osoby, która mogłaby mieć do niego pretensje o brak zaangażowania w sprawy kadry, nawet jeśli czasowo w niej nie jest. Podobnie ma Kuba Jarosz, który nie był brany pod uwagę w wyborze czternastki na Mistrzostwa Świata, a mimo wszystko zameldował się w gotowości do wspierania biało-czerwonych. Czasami zastanawiam się, czy po opisaniu rzekomej intrygi, według której Stephan Antiga ma się pozbywać ludzi, mających coś do powiedzenia, Bartmanowi ulżyło. Mam nadzieję, że pokora godna Krzyśka Ignaczaka przyjdzie z wiekiem, ale teraz mogę powiedzieć jedno: Z całą pewnością Zbigniew Bartman jest byłym reprezentantem Polski tylko powinien się zastanowić, czy to do końca wina trenera. 

niedziela, 24 sierpnia 2014

Mamy pierwszy kontrowersyjny temat, czyli Kurek a reprezentacja.

Zanim zaczniecie czytać, chcę napisać, że Bartek to jeden z moich ulubionych graczy, ale kochać swoją drużynę i jej zawodników, to także widzieć ich błędy. Miłego czytania ;) 
      
***
    Przez te dwa tygodnie, w których nie miałam dostępu do internetu, zdecydowanie wiele się działo. Można powiedzieć, że nawet na zadupiu "końcu świata" cały siatkarski światek huczał o podjętej przez Antigę decyzji. Chcąc nie chcąc czytałam o tym wiele opinii, z których większością się nie zgadzam i nie mam zamiaru tego ukrywać. Tak więc przyszedł czas na pierwszy kontrowersyjny temat czyli sprawa Bartosza Kurka i tego, co zaczęło się wokół niego dziać.
           Może zacznę trochę nietypowo, ale na wstępie chcę zaznaczyć, czemu to właśnie siatkarze są moimi idolami. Dla niektórych może być to dziwne, bo przecież jest masę sportowców, którzy zarabiają lepiej niż Mariusz Wlazły czy Krzysztof Ignaczak, ale tak się składa, że znakomita większość tych bogatszych jest coraz biedniejsza w pokorę. Zachłysnęli się swoją sławą i zapominają, że ich "złota" chwila nie trwa wiecznie, a na każdą kolejną trzeba ciężko pracować, wylewając pot na treningach i stawiając siebie na równi z innymi, może nawet mniej znanymi kolegami z drużyny. Do tej pory wydawało mi się, że Bartka Kurka takie problemy nie dotyczą. Oczywiście, pojawiały się głosy, że już nie poświęca tyle czasu kibicom, ale jestem pierwszą osobą, która go wtedy broniła, mówiąc, że przecież to tylko człowiek i ma prawo do gorszych dni. Prawdziwy problem zaistniał, kiedy te gorsze dni przeciągały się w słabsze tygodnie, miesiące, sezony... Bartek, przyzwyczajony do bezgranicznego zaufania i ciągłej obecności na boisku, zapomniał, że nazwiska nie grają, a niemal domagając się gry w pierwszym składzie, bardzo dużo stracił w moich oczach. Nie kwestionuję tego, że jest przyjmującym światowej klasy, może nawet jednym z najlepszych zawodników globu, jednak rubryka pozostaje tylko rubryką, a to, co na papierze, trzeba udowodnić również na boisku. Podnoszą się głosy, że nie miał szansy pokazać swoich możliwości. Owszem, nie miał, ale widocznie był ku temu jakiś powód. Czy jako trener ryzykowalibyście dobro drużyny tylko i wyłącznie po to, by sprawdzić czy danemu zawodnikowi zachce się bardziej grać w trakcie meczu niż na treningu? Łukasz Żygadło powiedział bardzo mądre zdanie: "Na treningu meczu nie wygrasz, ale bardzo łatwo możesz go przegrać". Dokładnie tak skończyła się era Bartosza Kurka jako lidera naszej reprezentacji. Swoim podejściem do pracy musiał pokazać Stephanowi, że dla dobra zespołu i dyscypliny, która musi w nim panować, należy CZASOWO odsunąć Kurka od reprezentacji. Mimo wszystko wierzę, że cała ta sytuacja pozwoli mu dorosnąć i Bartek nam wszystkim udowodni, że nie tylko Krzysztof Ignaczak potrafi walczyć do upadłego o biało-czerwoną koszulkę ;)


PS: Mam plany rozwinąć wątek podejścia do kadry osób, które już w niej nie są z różnych powodów. Do przeczytania! ;)
         

niedziela, 10 sierpnia 2014

A wielka impreza coraz bliżej...

         Wielkimi krokami do naszego kraju zbliża się największe siatkarskie święto w historii. Decyzje trenerskie było podsumowywane, krytykowane i chwalone przez wielu ludzi, ale w tym poście postaram się skupić na czymś zupełnie innym, a mianowicie ilu Polaków niezwiązanych z naszą pasją wie, jaka impreza odbędzie się tego roku w Polsce? Mówiąc w skrócie, dzisiaj zajmę się promocją Mistrzostw Świata.

            Mimo, że osobiście denerwują mnie wszelkie porównania piłki nożnej do wciąż mniej popularnej siatkówki, sama nie potrafiłam tego uniknąć. Przy pisaniu wypowiedzi na ten temat od razu narzuciła mi się pewna analogia, a raczej jej brak. Dwie wielkie imprezy - Mistrzostwa Europy i Mistrzostwa Świata. Jak wszyscy wiemy, przed czempionatem starego kontynentu byliśmy ostrzeliwani wszelkimi reklamami, plakatami, informacjami o strefach kibica. Kojarzycie reklamę Coca Coli z ciężarówką i muzyczką "Coraz bliżej święta"? Przed tym turniejem organizowanym w naszym kraju czułam się, jakbym na każdej ulicy słyszała "Coraz bliżej Euro, coraz bliżej Euro." (Swoją drogą dziękuję za porównanie "Strefie Kibica" :D ) Wielkie odliczanie, wielka nadzieja i .. Wielkie pieniądze wydane na reklamę! Jaka jest różnica między tymi dwoma imprezami, które odbyły się, bądź też odbędą w naszym kraju? Rangi? Skądże! Cała rozbieżność w zaangażowaniu rządu w promocję wynika jedynie z dyscypliny, której owy czempionat dotyczy. "Ale jak mielibyśmy nie reklamować naszej porażki dyscypliny narodowej?! A co tam jacyś siatkarze, którzy mają realną szansę na medal." Powiedzmy sobie szczerze: Polski rząd nie dołożył wystarczająco dużo starań do organizacji MŚ, a jak nasze orzełki zdobędą medal, to będą pierwsi do składania gratulacji.
            Tak myślałam przez bardzo długi czas i tak myślę do teraz, bo mimo, że idąc przez Katowice wszędzie widzę plakaty informujące o terminach meczy, to i tak mam wrażenie, że ktoś się z tym wszystkim spóźnił. Oczywiście, miło jest oglądać w telewizji spoty dotyczące Mistrzostw, jednak czemu dopiero na miesiąc przed imprezą?! Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym, że dzięki organizacji tego turnieju mieliśmy dotrzeć do szerszego grona odbiorców, a zakodowanie transmisji zupełnie to uniemożliwia (ale to temat na osobny post). Patrząc na całą akcję promocyjną pozostaje pocieszać się tymi słowami: Lepiej późno niż wcale! A co wy myślicie o popularyzacji siatkówki w naszym kraju? ;)

PS: Dzisiaj wyjeżdżam na 2 tygodnie, więc niestety nie będzie ani relacji z Memoriału Wagnera, ani żadnych postów. A szkoda, bo to jedne z ostatnich meczy, które każdy z nas będzie mógł obejrzeć.

sobota, 9 sierpnia 2014

FIVB chyba chce zaszkodzić naszej defensywie. Nie będzie gry na dwóch libero?

            Są zwolennicy dokładności, perfekcji w przyjęciu i opanowania, a są też tacy, którzy wolą odrobinę szaleństwa, niesamowite obrony i ducha walki. Bez wątpienia tak można opisać dwóch libero naszej reprezentacji, Pawła Zatorskiego i Krzysztofa Ignaczaka. Nie bez powodu wybrałam kontrastowe cechy, chociaż prawdę mówiąc, ciężko byłoby znaleźć te, które ich łączą. Różne osobowości, charakterystyki gry, wady i zalety. Jak wybrać między dwoma zupełnie innymi zawodnikami, którzy mogą równie dużo wnieść do gry naszego zespołu? Niezaprzeczalnie było to bolączką sztabu szkoleniowego reprezentacji przez wiele meczy. Postawić na większe doświadczenie i wyczucie w obronie, decydując się na mniej dokładne przyjęcie, czy zagrać wręcz odwrotnie? Sama nie mam pojęcia, co bym zrobiła, ale znaleźli się i tacy, którzy bez wahania krytykowali roszady i eksperymenty trenera. Kiedy wydawało się, że wszystko można sprowadzić jedynie do jednego prostego wyboru, pojawiła się także trzecia opcja: gra na dwóch libero. Nie będę ukrywać, że ten pomysł od razu przypadł mi do gustu, bo tak jak bardzo Igła z Zatorem się różnią, tak dobrze się dopełniają. Dostali szanse w dwóch meczach przeciwko Iranowi i powiem bardzo prosto: mieliśmy idealnego libero! (Co prawda w dwóch osobach, ale ciii ). Na dodatek pojawiły się pogłoski o rozszerzeniu meczowego składu z 12 do 14 zawodników, co umożliwiałoby takie rozwiązanie. Jednak, jak wiadomo, światowa federacja nie zawsze jest zdecydowana i ciągle było słychać sprzeczne głosy w tej sprawie. Jednego dnia zawodników było 14, a innego dwóch mniej. Kiedy już się wydawało, że wybrniemy z tego cało, nagle FIVB zmieniło zdanie i stanęło na niezmienionej liczbie siatkarzy. Problemem każdej większości federacji jest to, że szukają zmian nie tam, gdzie trzeba. Zamiast eksperymentować z długością i ilością setów, może należy pozwolić na eksperymenty ze składem w trakcie meczy?

Uwaga SPOILER! Czyli moja recenzja "Drużyny".

            Przepraszam bardzo wszystkich, którzy jeszcze nie mieli okazji zjawić się w kinie, ale jako, że film oglądałam wczoraj, nie mogę się powstrzymać i muszę co nieco napisać. Od czego by tu zacząć? Może powiem tak: mimo, że mam zamiar niektóre rzeczy skrytykować, dla każdego kibica film jest absolutnie pozycją obowiązkową. Michał Bielawski z całą grupą współpracowników idealnie pokazali, jak dynamicznym i szybkim sportem jest siatkówka, dostarczając nam wielu niesamowitych ujęć, a dobra muzyka podwajała przyjemność z oglądania cudownego obrazka. Niestety "cudowny obrazek" został przedstawiony także w fabule, co spowodowało, że po wyjściu z sali kinowej czułam się niemal oszukana.  
            Nie oczekiwałam, że dostane masę konfliktów i kłótni, ale miałam nadzieję na pokazanie prawdziwych reakcji nie tylko na przegraną, ale także problemy kadrowe. Niestety funkcjonowanie drużyny zostało przedstawione jedynie w kolorowych barwach, a wiele trudnych decyzji podejmowanych w tamtym czasie nie zostało wyjaśnionych w filmie. Kolejną i chyba największą wadą produkcji jest ilość zawodników, którzy wypowiadali się przed kamerami. Byli to praktycznie sami pierwszoszóstkowi gracze, którzy nie wiele wiedzieli o tym, jak mogą się czuć rezerwowi (przynajmniej za czasów AA tak było). Zabrakło mi osoby, która wie, jak boli siedzenie na ławce i która była poniekąd pokrzywdzona przez trenera - na przykład Fabiana Drzyzgi. Wiadomo, nie powiedziałby tego, co myśli, ale miałam nadzieję na inny punkt widzenia niż ten z boiska. Ci z chłopaków, którzy się wypowiadali, robili to bardzo składnie i ciekawie, jednak praktycznie cały czas mówili to samo. 
            Oczekiwałam ciekawego dokumentu, który pokazywałby ciężką pracę siatkarzy i to dostałam, ale w filmie nie było nic "ponad program". Gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że może uda mi się dowiedzieć czegoś nowego o dyscyplinie, którą kocham, ale mimo wszystko wypowiedzi przed kamerami były za mało "intymne", a wrażenie po wysłuchaniu naszych siatkarzy było jak po przeczytaniu wywiadu dla gazety. Bardzo dobrego, ale wciąż tylko wywiadu. Zapomniałabym o najbardziej zasmucającej wadzie: film był po prostu ZA KRÓTKI, co nie zmienia faktu, że przeżyłam na nim chwile radości, smutku i wzruszenia. Pozostaje tylko podziękować producentom ;)

piątek, 8 sierpnia 2014

Z mojego archiwum - podsumowanie Ligi Światowej.

        Jako, że teraz siatkarze w spokoju przygotowują się do Mistrzostw Świata, wrócę pamięcią do tegorocznej edycji Ligi Światowej, która jest już za nami. Miłego czytania
  * * *
Jak wiadomo, celem nadrzędnym w tym roku są MŚ, a przy tak długim sezonie należało pomyśleć o wymienności między teoretycznym pierwszym składem, a domniemanymi zmiennikami. Dlatego też duet szkoleniowców potraktował Ligę Światową, jak „inkubator” dla młodych zdolnych, ale wciąż nieogranych na arenie międzynarodowej siatkarzy. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż mimo braku awansu do turnieju finałowego, bez ogródek mogę powiedzieć: Stephan Antiga znalazł nasze przyjęcie.
            Początkowo występy pary Buszek - Mika podyktowane były koniecznością dania odpoczynku podstawowym lewoskrzydłowym naszej reprezentacji, Bartoszowi Kurkowi oraz Michałowi Winiarskiemu, na których sezon klubowy pozostawił znamię kontuzji i zmęczenia. Obaj zawodnicy na zgrupowanie przyjechali bez formy i mimo, że grali w kwalifikacjach do Mistrzostw Europy, dostali dłuższy urlop na czas trwania pierwszego weekendu LŚ, podobnie jak Mariusz Wlazły i podstawowi środkowi. Nie sposób też nie wspomnieć o pladze kontuzji, m.in. Michała Kubiaka.
            Kto więc poleciał do Brazylii? Młoda grupa, składająca się niemal całkowicie z debiutantów. Byli skazani na pożarcie przez znacznie bardziej doświadczonych i ogranych Canarinios. Tym czasem okazało się niemal odwrotnie! Brazylijskich siatkarzy wzięliśmy z zaskoczenia, przewyższając ich kolektywem. Niemal wszyscy młodzi siatkarze pokazali się z dobrej strony, wywożąc z Brazylii pierwsze od 12 lat odniesione na tym terenie zwycięstwo i, co ważniejsze, cenne trzy punkty. Tym samym obronili pomysł Antigi, który przez część kibiców był uznawany za irracjonalny. Dzięki pozytywnemu występowi, para młodych przyjmujących brana jest pod uwagę nawet w kontekście szerokiej kadry na tegoroczne Mistrzostwa Świata, nie mówiąc już o rewelacji wśród środkowych, Karolu Kłosie, którego niektórzy fachowcy widzą nawet w pierwszej szóstce, kosztem dotychczasowego dominatora środka polskiej siatki, Piotra Nowakowskiego.

            Mimo, że nie zdobyliśmy medalu Ligi Światowej, trenerzy wykonali ogromną pracę „ponadprogramową”, szykując sobie pole do popisu przed Mistrzostwami Świata. Ogrywanie klubowych talentów w LŚ sprawiło, że na każdej pozycji wzrosła konkurencja, co niewątpliwie przyniesie korzyści nie tylko w walce o medale czempionatu, ale także długoterminowo. Największe wyzwanie jeszcze jest przed nami, więc z wszelkimi szerszymi podsumowaniami należy poczekać aż do meczu finałowego Mistrzostw Świata (przynajmniej mam taką nadzieję).

PS: Pierwszy tekst na poważnie, ale jeszcze nie raz udowodnie, że mam poczucie humoru! :D 

Małe przywitanie, czyli o czym będzie ten blog.

          "Dynamiczna, emocjonująca"... Dokładnie taka jest moja największa miłość - Siatkówka. Poświęcenie się najbardziej zespołowej z wszystkich drużynowych dyscyplin, jest jak zawierzenie duszy diabłu. Tracimy nad sobą kontrolę, a życie odmierzają kolejne mecze, sezony, treningi. I mimo, że wielu z nas poświęca jej całe serce, niejednokrotnie jest okrutna, zostawiając nas po meczu z niczym. Jedna piłka, pięć centymetrów lepsze dogranie, dokładniejsze rozegranie, odrobinę mocniejszy atak. Takie detale decydują, czy będziesz zwycięzcą, czy pozostaniesz nikim. Właśnie temu będzie poświęcony mój blog: walce współczesnych gladiatorów, okraszonej nie tylko wielkimi sukcesami, które zapamiętamy na lata, ale także (a może przede wszystkim) porażkami, definiującymi każdego sportowca.
 
                                                                        * * *

       To był króciutki wstęp, a teraz przejdę do informacji właściwych: blog poświęcony siatkówce zarówno reprezentacyjnej jak i ligowej. Mam nadzieję, że pojawi się parę relacji z meczy, bo (chyba) będę miała możliwość pojawienia się w plusligowych halach (jeżeli nie, to się uduszę). Oczywiście zawsze staram się o możliwie obiektywne spojrzenie na sportowe wydarzenia, ale sama jestem tylko kibicem ;) 

PS: O ulubionych drużynach dowiecie się z opisu, ale nie bójcie się - nie mam zamiaru być przesadnie stronnicza.